„Umiałabyś zrobić smardze?” – zapytała Linda i weszła mi na ambicję, choć wpierw mentalnie podrapałam się po głowie zastanawiając jak wyglądają smardze.
Smardze bowiem nagminnie myliły mi się dotąd z rydzami.
Tzn. wiedziałam, że jedne i drugie są jadalne, że jedne i drugie za przysmak są uważane.
Ba! Wiedziałam jak wyglądają jedne, a jak drugie, ale sparowanie nazw z wyglądem zakrawało na niemożliwe.
Teraz już nie zapomnę co to smardz.
Ale… pytanie o robienie smardzy byłoby prostsze, gdybym miała je udusić, czy w jakiś inny sposób przyrządzić.
Lindzie chodziło jednak o wytworzenie ich od podstaw.
Myślałam nad tymi smardzami i myślałam i stwierdziłam, że wpierw je z mydła wykonam.
W głowie układało się ich robienie zgrabnie, ale w rzeczywistości okazało się, że te grzyby, to kosmiczne takie raczej są;)
Zrobiłam dwie wersje (z tych, które nadawały się do pokazania).
Pierwsze mydełko wykonałam techniką mieszaną: kapelusze ulepiłam z kawałków, nogi oraz trawa są rzeźbione, tło… którego nie widzicie jest z mydła zawieszajacego.
Drugie smardze narysowałam na piepierze wodorozpuszczalnym:
a następnie zatopiłam w bazie mydlanej (+dodałam trawę i tło, takie tam drobiazgi)
Które bardziej przypominają prawdziwe grzyby?;)
…
Smardz jadalny, fot. shutterstock za www.ekologia.pl
Grzyby… powrócą do mojej pracowni, choć może w nieco bardziej bajowym wydaniu?