Życzenia i postanowienia

Rzadko, oj rzadko, znajduję czas by coś tutaj pokazać, albo by opowiedzieć co u mnie się dzieje.

Od kilku dni żyjemy w nowiutkim 2022, więc to właściwa okazja by chociażby złożyć życzenia.

Tym, którym zdarza się do mnie wdepnąć, inni wszak tego nie przeczytają, życzę by dawali się ponieść fali, wykorzystywali nadarzające się okazje, ale także by sami aktywnie czarowali los i kreowali swą przyszłość. Życzę by w Waszym życiu pojawiała się magia, dziecięca radość, pasja, a Wasze umysły pozostawały otwarte i żebyście cieszyli się drobiazgami, w każdym dniu odnajdując coś co choć ciut oderwie Was od ziemi.

Początek roku, to dla wielu moment czynienia postanowień.
Robiłam je „od zawsze” i nawet jeśli w tym roku niczego nie spisałam, to nie odżegnuję się od nich.
Dlaczego to robię? Przede wszystkim, tak pewnie jak i większość ludzi, którzy to robią, by wiedzieć co chcę osiągnąć, co jest dla mnie istotne. Z taką wiedzą wystarczy już tylko krok po kroku przystępować do realizacji.

Czy udaje mi się zrealizować wszystkie z postanowień? Nie, ale nie o to w tym chodzi. Ważne jest dla mnie by przynajmniej próbować znajdować czas na to co jest dla mnie istotne. Przykładowo: od kilku lat moim hobby jest jazda na rowerze. Ustalenie ilości kilometrów, które chciałabym w danym roku przejechać ułatwia mi wygospodarowanie czasu na moją pasję. Cel ustalam realistycznie na podstawie dotychczasowych wyników. Dzielę na miesiące, a potem tygodnie i dni. I… staram się realizować plany tygodniowo, nie dziennie. Dlaczego tak? Bo czasami praca, a czasami pogoda, choroba, bądź wakacje uniemożliwiają mi pedałowanie. Zdarza mi się nadrabiać (ale z reguły na zapas, a nie po fakcie), bo wiem, że wakacje, że zima. Zapisuję wyniki i się nimi cieszę:) Nie boję się także mówić o moich planach innym, bo rozliczam się sama ze sobą, ale nie zaszkodzi by inni mnie w realizacji planów wspierali. Nie boję się jednak „zawieść”. Daję sobie prawo do odpoczynku, albo zamiany jednej aktywności na inną. Jeśli jadę w góry, to zamiast godziny, czy dwóch na rowerze, mogę spędzić 5, czy 8 na górskim spacerze. Elastyczność w planowaniu, to – według mnie – jeden z warunków osiągnięcia sukcesu.
Kończąc temat jazdy na rowerze: udaje mi się spędzać na siodełku kilka godzin w tygodniu. Nie zawsze mi się chce. Czasami muszę odłożyć inne zajęcia, ale udaje się. W zeszłym roku planowałam 5000km. Skończyło się na nieco ponad 4000. W tym roku zamierzam to powtórzyć.

Chciałabym żeby przynajmniej jeden materiał tygodniowo pojawiał się na blogu, ale biorąc pod uwagę projekt, który teraz realizuję jest to mało realne i nie jest tak ważne jak rower, czy robienie witraży, mydełek, czy malowanie. Łatwiej jest mi pokazać zdjęcia na FB, czy Instagramie, więc tam na pewno będziecie mogli zobaczyć najnowsze moje prace. Tutaj, przynajmniej do czerwca, skrobnę coś raz na jakiś czas, bo to miejsce w którym mogę do zdjęć dodać kilka słów, ale raczej rzadko.
To świadoma rezygnacja na rzecz twórczego działania, ale i czasu na wypoczynek.

Jeśli chodzi o twórczość, to chciałabym wrócić do wzorów witraży, które wywędrowały w świat, bo planuję – wcześniej lub później – wystawę latarenek. Uzbierało się ich na prawdę sporo, mam też kilka nowych pomysłów, a kolejne przyjdą wraz z pojawiającymi się kwiatami. Styczeń zaczynam na biało od pierwszego z przebiśniegów (czeka jedynie na zlutowanie), potem wrócę do powoju (szablon już gotowy), a kolejny będzie biały motyl, biały tulipan… Byłoby cudownie, gdyby udało mi się zrobić ze dwie latarenki w miesiącu. W zimie to trudne, bo w pracowni mam mało światła, a do tego musze wybierać, czy rower, czy szkło;) Wiosna jest dla mnie, i witraży, przychylniejsza:)
W planach mam opanowanie nowego materiału: metal clay (srebra i miedzi). To taka „modelina” z pyłu metalu i papieru. Pozwala na formowanie niczym modeliny, ale po wypaleniu w piecu (albo nawet na zwykłej kuchence, czy przy pomocy palnika) pozostaje czysty metal. W przyszłym tygodniu powinnam zacząć przygodę z metaloplastyką:)
Lepienia będzie więcej, bo czeka w kolejce także blok gliny;)
Poza tym oczywiście akwarele, które pokochałam w zeszłym roku. Wciąż się ich uczę i ekperymentuję.
Czy na wszystko znajdę czas? Nie, to oczywiste. Nie oznacza to że nie będę próbować.

Wracając do postanowień: pewnie nie jest to metoda dla każdego, ale mnie tworzenie list rzeczy do zrobienia daje wrażenie, że jestem w stanie opanować chaos, a także, co chyba ważniejsze, uświadamia ile zrobiłam.

Czy planujecie, czy nie, życzę Wam byście byli szczęśliwi z miejsca w którym jesteście i z życia, którym żyjecie.
Nie ma chyba nic gorszego – moje prywatne zdanie – niż czekać na lepszy dzień, na okazję, na wakacje tracąc „tu i teraz”.

Uściski

P.S. Następny raz będzie szybciej niż tego wpisu mogłoby wynikać. „Sprzątając lodówkę” udało mi się wyczarować ciasto, którego przepis wart jest zapamiętania i zrealizowania. To biszkopt z makiem w towarzystwie bitej śmietany i daktysu (syropu z daktyli). Sam przepis za tydzień. Jeśli chcecie poznać go wcześniej, to zadzwońcie lub napiszcie:)