„A to feler”

westchnął seler…

Niezbędny składnik rosołu i… byłoby na tyle. Tak myślałam jeszcze nie dawno i po ugotowaniu rosołu, o ile nie robiłam sałatki jarzynowej (zwanej we Włoszech insalata russa – sałatką rosyjską), to, aż wstyd się przyznać, bez skrupułów się go pozbywałam.

Pierwszym przełomem były sałatki wielowarstwowe, które serwowały moje koleżanki, a w których seler (koniecznie – z nieznanym mi przyczyn – konserwowy). Sałatki mi smakowały, ale nie przeniosłam selera w takiej postaci do mojej kuchni. Rewolucję przyniósł wegetariański pasztet z selera mojej teściowej (gorące podziękowania). Przy okazji pozwolę go sobie zacytować:

PASZTET Z SELERA

1 kg selera
2 duże cebule
1 margaryna
1 szklanka wody
1 szklanka bułki tartej
6 jaj
vegeta/jarzynka
sól, pieprz

Cebulę kroimy na drobną kostkę i przesmażamy na złoto na margarynie, następnie dodajemy starty na grubej tarce seler. Dodajemy wodę, przyprawy, resztę margaryny i dusimy do miękkości (ok. 1 godz.). Po ugotowaniu studzimy, a następnie dodajemy jajka i bułkę, wyrabiamy mikserem i pieczemy w keksówce (ja używam foremek silikonowych, więc omija mnie smarowanie tłuszczem i posypywanie bułką) w temp. 180 stopni przez godzinę do półtorej.

Duszący się seler wydzielał przepiękny, kuszący zapach. Okazało się, że właśnie w tej postaci jest fantastyczny. Tak też w mojej kuchni zagościła zupa selerowa. Już bez gigantycznej ilości (jak na moje standardy) margaryny oraz bez zbędnych kalorii w postaci jajek i bułki tartej.

Aby seler przyjął się na stałe musiał zostać spełniony jeden warunek – potrawa nie mogła być zbyt pracochłonna. Tarcie ręcznie selera odpadało. Na szczęście na pomoc przyszedł mi mały „przydaś”. Tu zrobię wycieczkę. Dawno dawno temu moja mama zażyczyła sobie na prezent otrzymać robota kuchennego. Prezent okazał się być pomyłką. Czy to fakt wielkości sprzętu, czy wielkość kuchni sprawiły, że nigdy nie był pod ręką. Robota odziedziczyłam po jakimś czasie, ale… także wylądował gdzieś głęboko w szafce. Niedawno kupiłam sobie zgrabną tarkę elektryczną, która jest malutka, zgrabna, łatwa do umycia. Nie ma powodu, aby zastępować ją zwykłą ręczną tarką. No i od kiedy ją mam ścieranie owoców, czy warzyw nie jest mi straszne;) (jeśli brzmi jak reklama, to… w sumie tak powinno brzmieć, bo to cudowny sprzęt, więc mogę reklamować bez wynagrodzenia). Obok miksera, garnka do ryżu oraz urządzenia do gotowania jajek, to jedna z najczęściej używanych przeze mnie zabawek, które ułatwiają i uprzyjemniają pracę w kuchni.

A co do zupy…

1 korzeń selera
2 łyżki oleju ryżowego
ok. 1l bulionu/rosołu, bądź wody z vegetą/jarzynką

zupa selerowa

Selera ścieram na drobnej tarce (szybciej się dusi). Tłuszcz rozgrzewam w garnku, a kiedy jest gorący przesmażam chwilę selera, dodaję płyn i duszę ok. 1 godz.

Zupę można podawać ze śmietaną (30%), mascarpone (będź innym serkiem) lub bez. Ja preferuję wersję bez dodatków jedynie z natką. Można podawać ją z grzankami, bądź pieczonymi ziemniakami, pieczywem.

Smacznego:)