Zabawki…
Na początku grudnia mogliście poczytać o grach planszowych, puzzlach, klockach, czy innych zabawkach dla majsterkowiczów, czy innych pasjonatów (dla mnie są to np. foremki silikonowe, albo szkiełka, dla innych to może być dłuto, czy mikser).
Dzisiaj chciałabym trochę miejsca poświęcić zabawkom zręcznościowym oraz takim, które wymagają ruszenia się od stołu.
Oczywiście o tej porze roku chętnie zostajemy w domu, ale właśnie z tego powodu warto byłoby pomyśleć o czymś co zachęci do nieco większej aktywności…
W pierwszej kolejności przychodzą mi do głowy „zabawki” sportowe.
Narty biegowe, łyżwy… a jeśli brakuje śniegu to rower, czy łyżworolki?
Poza takimi najbardziej oczywistymi możemy pomyśleć o innych pojazdach napędzanych siłą mięśni jak monocykle (ale to raczej dla tych najsprawniejszych).
Wśród takich, które przysporzą radości małym i dużym, a które nie są powszechnie znane wymienię moon shoes – nie chodzi o buty śniegowce, ale nakładki na buty z gumami, które mają imitować zmniejszoną grawitację. Służą do chodzenia, nie do skakania. Nie jest to zabawka „na dłużej”, ale to śmieszny gadżet.
Mam coś takiego i przyznaję, że u wszystkich którzy próbowali w nich chodzić wywoływał wiele radości. Jest dość bezpieczny (dość bo i chodzenie w butach na płaskim obcasie może doprowadzić do kontuzji) i łatwy do opanowania. Dzięki zmiennej ilości założonych gum zabawka nadaje się i dla tych cięższych i lżejszych.
Trochę podobne są do nich służące do skakania buty Kangoo jumps (potrafią dać w kość – to naprawdę sportowa zabawka) – niestety wymagają dopasowania do stopy.
Z tego typu zabawek znajdziecie skoczki pogo,
Dodałabym jeszcze slackline oraz szczudła (nie tylko te wersji dla najmłodszych, ale i te „prawdziwe”).
Osobiście slickline mnie przerósł (jeszcze nie zrezygnowałam, ale do nauki potrzebuję górnej linki z asekuracją), ale nauka chodzenia na szczudłach była tak fantastycznym doświadczeniem, że przez jakiś czas szukałam szczudeł. Niestety taka zabawka jest jak dla mnie zbyt droga by kupować ją tylko dla rozrywki.
Z drugiej strony… mój znajomy dzięki tej umiejętności zwiedził kawałek świata pracując przy otwieraniu galerii handlowych.
Oczywiście w zależności od sprawności może być to zabawka, która zajmie i dziecko i dorosłego na dłużej, albo którą szybko porzucicie, a niektóre z tych sprzętów trochę kosztują….
Nie mogę nie wspomnieć o locie w tunelu aerodynamicznym. Samego tunelu nie kupicie, ale voucher już możecie.
To niby tylko 3 minuty, ale w moim przypadku, było to super doświadczenie, które bardzo chciałabym powtórzyć.
Co więcej nie ma znaczenia, czy ma to być prezent dla 7-latka, czy 70-latka.
O ile nie każdy może skoczyć ze spadochronem, to tutaj przeciwskazań jest zdecydowanie mało.
Inną zabawką ruchowo zręcznościową jest deska do balansowania z… labiryntem.
Możecie pomyśleć o zabawkach nieco mniej „ekstremalnych” jak kręgle, budowa torów (od grawitacyjnych poprzez kulkowe i samodzielnie zbudowane), badmington (czy temu podobne), „parcour”, wizyta w labiryncie (albo budowa własnego)…
Podam przykład: widziałam ostatnio filmik (niestety go nie znalazłam), w którym dzieciaki (w różnym wieku od maluchów do starszych nastolatków) mieli pokonać prosty tor składający się z kwadratów na których było zaznaczone, gdzie ma znaleźć się prawa i lewa stopa oraz każda z dłoni. Tylko jedno dziecko pokonało całość, ale tylko dlatego, że przed każdym ruchem dłuuuuugo się zastanawiało. Prosta zabawka, a do tego można ją samemu wykonać, no i KONIECZNIE razem się bawić:)
Można pomyśleć o zestawie przeszkód „powietrznych”, czy „naziemnych” na zewnątrz – jeśli posiadacie ogródek.
Czyli urządzić sobie i bliskim park linowy, albo ścieżkę zdrowia, albo… wspólnie udać się do parku linowego (jak zrobi się nieco cieplej).
Wizyta w parku wodnym, albo w parku rozrywki (np. Europa Park, Gardaland, Mirabilandia, Disneyland) raczej w dalszej niż bliższej perspektywie, ale można zacząć ją planować choćby kupując otwarty bilet wstępu.
A wracając do tematu… możecie obejrzeć różne gry plenerowe (przykładowo Spin Ladder). Można kupić, a można zrobić.
Jeden z pomysłów, który ostatnio widziałam to karton z wyciętymi kółkami różnej wielkości (można dodać punktację w zależności od trudności pola), który wieszamy np. na framudze i do których rzucamy papierowymi samolocikami , albo piłeczkami pinpongowymi, czy z gąbki.
Inne zabawki, to popularna „zośka”, różnego rodzaju rzutki, hula hop, ringo i… wiele ich wariantów także do zrealizowania własnym sumptem.
Dodatkowo zabawki przygotowywane rodzinnie mają funkcję 2 w 1, bo samo szukanie czegoś co razem chcecie zrealizować, ustalenie planu wykonania i realizacja są zabawą. Albo… możecie zostawić tę część tylko dla siebie;)
To że fantastyczną zabawką może być zwykły karton wiedzą nie tylko koty, ale i producenci sprzedający za naprawdę spore pieniądze „kreatywne modele” do malowania (np. piracki statek, samochód), czy tylko do złożenia (np. wóz strażacki). Możecie kupić, a możecie wykorzystać opakowania innych prezentów.
Prezentem, raczej dla młodszych, może być domowa ścianka wspinaczkowa (widziałam, że pojawiają się coraz ciekawsze i estetyczne ścianki będące faktycznie i dekoracją pokoju nie tylko dziecięcego), albo karnet na prawdziwą ściankę, czy też kurs lub wspólny wyjazd w skałki (to za jakiś czas).
Zestaw do koszykówki, bramka, siatka do badmintona, albo stół do tenisa stołowego (o ile macie odpowiednio dużą przestrzeń), wędka z magnesem (kolejna rzecz do wykonania samodzielnie), a może coś tak oczywistego jak guma, czy skakanka…
Do zabawek ruchowych także dla „większych” zaliczyłabym nie tylko twistera, ale także sprzęty do domowych siłowni.
Także w tym przypadku oferta jest bogata i wykracza poza stacjonarne rowery, bieżnie, wioślarze, czy steppery.
Odkryta „nowinka” z pewnością będzie bodźcem to ćwiczeń.
Ja znalazłam ostatnio „maxi climber” („wspinacza pionowego”), który całkiem nieźle naśladuje wspinaczkę i pozwala się nieźle spocić.
Prawdziwe symulatory istnieją, ale są dla tych naaaarprawdę bogatych.
Istnieją także trenażery narciarskie, czy symulatory jazdy na nartach, czy na snoboardzie, ale to także zabawki z kategorii dla tych, którzy są gotowi wydać nie kilkaset, a kilka tysięcy złotych. Podobnie rzecz się ma ze schodami treningowymi. Jeśli poszukacie, to znajdziecie więcej „dziwactw”;)
A co do symulatorów… w ofercie, także używanego sprzętu, znajdziecie symulator jazdy konnej (najtańsza oferta za 3000zł, kolejne za blisko 9000zł), czy rodeo (np. za 2000zł za wynajem z obsługą na 6 godzin, albo do kupienia za ponad 20 tysięcy złotych).
Kolejna z zabawek o której chciałabym napisać, to gra „ser szwajcarski”, czyli tablica z dziurami, po której trzeba „wnieść” za pomocą sznurków piłeczkę omijając dziury.
Pomyślcie także o podchodach i ich współczesnej wersji w postaci gier miejskich, czy exit roomów.
Możecie zorganizować jedne i drugie samodzielnie i po raz kolejny dobrze się bawić organizując takie wydarzenie dla znajomych lub rodziny, albo możecie skorzystać z gotowej oferty (za jakiś czas).
A skoro o zabawkach mowa pokażę Wam dwa mydełka, które powstały nieco w tym temacie.
Pierwsze zrobiłam dla kilkulatka, który uwielbia straż pożarną.
Miało zachęcić dziecko do mycia rąk. Zatytułowałam je „Pali się”.
Z jednej strony mamy uproszczony obrazek wozu strażackiego (jest i kogut i – nie wiem na ile to widać na zdjęciu – który miga żółtym światłem), a z drugiej mamy ogień, który trzeba jak najszybciej ugasić. Ciekawe co szybciej uda się zmydlić;)
Drugie z mydełek powstało przy użyciu gotowej foremki i było prezentem dla mojego Supermana (może być także dla Superwoman)
A na koniec, dla odmiany… nie, nie mydło, tym razem witraż.
Druga (z trzech) tegorocznych latarenek-choinek.
To choinki, które rozświetlą mój dom.
Inne pozostawiam na zewnątrz – niech się cieszą życiem.
Może na święta ubiorą się w śnieżą dekorację? Jeśli nie, to stroić je będą szyszki, których jest zatrzęsienie:)
Do zobaczenia/przeczytania jutro:)