Jak każdy mam swój system wartości, jak każdy w coś wierzę.
Wierzę w miłość, wierzę w to że dobro powraca, wierzę w równowagę (jakkolwiek by ją postrzegać) i…
Ta lista tutaj się nie kończy, ale nie ma ona dla Was żadnego znaczenia. Bo to moja wiara i moje poglądy.
Odkąd dojrzałam straciłam potrzebę przekonywania innych do moich racji, nie tylko dlatego, że nie wierzę w możliwość zmiany cudzych poglądów, czego nauczyło mnie doświadczenie. Nie chcę, by ktoś próbował podważać lub zmieniać moje poglądy (a w moim życiu różni ludzie na różnych jego etapach próbowali to robić, czasami „w dobrej wierze”, zarówno w kwestiach tak mało znaczących jak te dotyczące gustów, przykładowo kulinarnych, jak i w przypadku tych „fundamentalnych”). Nie chciałabym by inni podejmowali za mnie decyzje bez względu na to czy dotyczą one tego co jem, czego się uczę, co kupuję, kogo kocham, czy w co wierzę. Jak z tolerancją ma to swoje granice. Tak jak tolerancja nie zostawia miejsca na zachowania krzywdzące innych, tak i zasady życia społecznego muszą wyznaczać pewne granice. Nie chcę by inni zmuszali mnie do słuchania muzyki, którą lubią i sama tego nie robię. Nie odwiedzam znajomych kiedy jestem przeziębiona i nie chcę by inni uznawali, że moje zdrowie jest mniej ważne od ich zdrowia.
„Nie rób drugiemu co Tobie nie miłe” to całkiem niezła zasada co do postępowania.
Dlaczego więc zabieram głos i przedstawiam moje zdanie?
Znalazłam ostatnio piękny cytat
„Jeśli myślisz, że jesteś za mały, aby uczynić różnicę, spróbuj spać w obecności komara.”
Może więc czasami warto być komarem.
W imię swoich zasad.
A moje mydełko – tak w temacie…