Królewska barwa…

Pierwsza z trzech odsłon witraży mieniących się czerwienią.
Dzisiaj kwiat pigwowca w czerwieniach w kierunku pomarańczy, za tydzień kwiat kamelii, a za dwa tygodnie – o ile wyleci z mej pracowni – motyl rusałka pawik.

Dlaczego królewski kolor?
Kiedyś do farbowania tkanin na czerwono używało się koszenilę pozyskiwaną z owadów.
W średniowieczu z czerwca polskiego uzyskiwano proszek, który był czołowym towarem eksportowym Polski i Litwy. Stosowany był jako barwnik w przemyśle tekstylnym w całej Europie aż do połowy XIX wieku, choć po odkryciu Ameryki został wyparty przez tańszy, produkowany z czerwca kaktusowego.
Oczywiście pozyskanie takiego surowca nie było tanie dlatego też nie był to kolor powszechnie spotykany.

Także barwienie szkła na kolor czerwony nie jest tanie, gdyż uzyskanie tej barwy wymaga domieszki złota (albo miedzi, selenu, czy antymonu).

W naturze, w naszym klimacie czerwień pojawia się, ale… niezbyt często.
Oczywiście od razu przychodzą nam na myśl jesienne czerwone liście klonu, czy dębu czerwonego (który nota bene został sprowadzony z Ameryki Północnej ok. XIX w.), róże, tulipany, malwy, maki… No właśnie: czy poza makami przychodzą Wam do głowy inne dziko występujące kwiaty w tym kolorze?

W ogródkach, albo domach tym kolorem zachwycają anturium, begonia, czy werbena.

Do tej pory stworzyłam 4 latarenki w kolorze czerwonych, z czego 3 były makami, a jedna przedstawiała tulipany.

Dzisiejsza to kwiat pigwowca, którego czerwień ma pomarańczowy odcień.
Mam nadzieję, że udało mi się to w tym projekcie oddać.
Popatrzcie sami

Czerwień zmienną jest. W zależności od tła i oświetlania przybiera zupełnie inny kolor

A nocą…

W tym witrażu użyłam 4 rodzaje czerwonego szkła.

Oto jak powstawał

A na koniec: wiecie, że kwiaty pigwowca, podobnie jak owoce są jadalne?

 

W przyszłym tygodniu kwiat kamelii