Ciepło, ciepło… zimno – jogurtowe parfait

Kocham, uwielbiam, szaleję za nimi… za lodami i jadam je o każdej porze dnia i roku.

Jak każdy mam swe ulubione smaki, ale nie jestem w stanie oprzeć się nowinkom.
To moja słabostka.
Kiedy mam do wyboru moje ukochane lody jogurtowe, czy pistacjowe, czy… (sporo by się tego uzbierało), albo nowości w stylu makowe, rozmarynowe, czy pomidorowe, to sięgam po nowości. Czasami żałuję decyzji, ale zawsze jest to jakieś nowe doświadczenie.

Przyznam się szczerze, że mimo oddawania należnej czci lodom wytwarzanym przez Włochów, z naturalnymi dodatkami, na pełnej śmietanie i na żółtkach, i pomimo, że jestem skłonna przejechać dodatkowych kilkaset kilometrów, żeby takie lody zjeść, to jeśli mogę wybierać wybieram lżejsze ich wydania. Może to kwestia „włoskich” lodów jadanych w dzieciństwie, które produkowane były – tak przypuszczam – na mleku? Tak, czy owak nawet będąc bardzo głodna nie jestem w stanie zjeść więcej niż jedną coppa di gelato. Un cono (rożek) z trzema gałkami przerasta moje możliwości. Pół biedy jeśli jest się ze znajomymi, wtedy każdy może spróbować kilku smaków sięgając do cudzych kubeczków, czy wafelków, ale co ma zrobić samotny podróżnik???

Wracając do smaków… coraz częściej i w polskich lodziarniach pojawiają się smaki wychodzące poza święte trio: czekolada-śmietana-truskawka, ale i tak najczęściej tymi nowymi smakami są „bezpieczne” owocowe smaki (swojska jagoda, czy egzotyczne mango). Kiedyś specjalnie wybrałam się do „stolycy” by spróbować czegoś egzotycznego. Wyczytałam, że prowadzona przez Włochów lodziarnia Limoni (z ciekawostek od niedawna mają w swej ofercie lody dla… psów) ma w ofercie np. lody o smaku piwa. Niestety wpierw miałam problem ze znalezieniem lodziarni, a później okazało się, że lody są… przeciętne. Być może moje oczekiwania były wygórowane, a może skala porównawcza zbyt wysoka. Summa summarum poszukiwań nie zakończyłam, a w moje rodzinnej Łodzi pojawiają się kolejne lodziarnie, które liczą i na takiego klienta jak ja, który poszukuje nowinek.

Poza liczeniem na to, że jakaś nowinka się „znajdzie” próbuję w swej kuchni próbować własnych sił w produkcji lodów. Sezon przed nami, więc próby te będę opisywać. Robienie prawdziwych lodów jest jednak czasochłonne, no i jak wspomniałam, takowe lody są bardzo sycące. Zadawalam się więc przyrządzanymi sorbetami, lodami wodnymi oraz moimi ulubionymi parfait. Parfait przyrządzałam jeszcze przed odkryciem, że tak lody bez jajek się nazywają. To chudsze wydanie lodów ma tę zaletę, że powstaje błyskawicznie. Tzn. błyskawicznie o tyle, o ile w Waszych zamrażarkach skryły się mrożone owoce lub jogurt. Kiedy więc macie ochotę na coś słodkiego, albo wpadają do Was mniej lub bardziej oczekiwani goście warto podać im taki właśnie deser. No a nazwa pewnie też zrobi wrażenie;)

Ostatnio przyrządziłam parfait jogurtowe. Wspominałam, że uwielbiam ten smak, ale myślę, że i miłośnikom lodów śmietankowych przypadnie on do gustu. Przepis jest banalny:

PRZEPIS NA JOGURTOWE PARFAIT
1 duże opakowanie jogurtu (ok. 300 ml, ja użyłam Zotta)
2 opakowania śmietany 30% (wiernie firmie Zott, ale na pewno może być inna płynna)
cukier do smaku – ja dałam ok. 1/3 szklanki
Bez tytułu

Jogurt mrożę, a następnie miksuję w malakserze razem ze śmietanką i cukrem.
Parfait gotowe do jedzenia, albo do zamrożenia. Foremki silikonowe nadają się idealnie do tego celu, bo nie ma problemów z wyjęciem lodów, no a dodatkowo można nadać im fantazyjne kształty.

PARFAIT OWOCOWE
1 szklanka mrożonych owoców (borówki – czyli czerwone jagody, porzeczki, maliny, lepiej nie truskawki, bo mają za dużo wody)
cukier do smaku (ok. 1/3 szkl.)
duży jogurt (lub pół na pół ze śmietanką 3%)
Wszystko wsypuję do malaksera, chwilka i voila – parfait gotowe;)

SMACZNEGO:)