Zamiast ruszyć do warsztatu wsiadłam na rower i ruszyłam przed siebie. Nie zupełnie bez celu, bo celem była poczta na której miałam nadać bulika, który trafi wkrótce do rąk Fundacji Pomarszczone Szczęście (Fundacja Pomaraszczone Szczęście), a stamtąd do darczyńcy, który go na aukcji charytatywnej kupi. Kocham buliki, więc do Fundacji powędruje kolejny bulik tym razem podarowany.
Jadę tak sobie na rowerze i cieszę się pełnią lata, wiatrem, zapachem pól (niestety gdzieniegdzie starając się przejechać jak najszybciej jako, że pora nawożenia obornikiem w pełni;) i jadę. Jedno puste gniazdo bocianie, potem drugie… i pomyślałam sobie: no tak, to już druga połowa września, a boćki do Afryki z reguły pod koniec września ruszają. I takie jesienne refleksje chodzą mi po głowie, a nad głową… szybujący bocian:)
Przystanęłam i zrobiłam zdjęcia. Tak miło mi się zrobiło na duszy, że lato jeszcze trwa:) Pół roku temu, a dokładnie 3 marca powstało to zdjęcie:
Przyglądając się kołującemu nad moją głową pomyślałam, że pokażę Wam bociany, które wyszły spod moich rąk, a które nota bene jeszcze z mojego obejścia nie odleciały. Dwa pierwsze to bociany radośnie niosące kolorowe tobołki: do wyboru błękitny lub różowy. Za dużo nie uniosą tego szczęścia po mają tak około 15 cm. Poniżej wyjątkowy okaz, który pokazuje swoje dwa oblicza (szkło jest biało czarne, ale po obu stronach ma inną fakturę), to bocian antykoncepcyjny, albo jak wolicie zapowiadający. Gdyby ktoś bociana chciał u siebie przytulić, albo z dobrą nowiną obdarować kogoś znajomego, to proszę o maila.
Przeglądając zdjęcia znalazłam fotkę przedstawiającą mój warsztat pracy, a na nim… bocian antykoncepcyjny jeszcze w fazie tworzenia.
A jeśli pozostając w domowych klimatach: po dzisiejszej lekturze blogu wybiegdlazony.blogspot.com tak mi pachnie chlebem… czas zająć się kulinariami…