Niektórym pomysłów jest brak, mnie ich… nigdy nie brakowało.
To eufemizm. Nie to że mi ich nie brakowało, pomysły czaiły się – i czają – we wszystkich zakątkach mojego mózgu. Wiercą i kręcą, zaklinają rzeczywistość i namawiają do poszukiwań.
Zanim nadszedł Ten Dzień, w którym musiałam ostatecznie na coś się zdecydować, sformułowałam, a potem przeformułowałam kilka opcji biznesowych. Ostatecznie musiałam je zastąpić inną, gdyż niestety, ale wymagały nakładów finansowych zbyt wysokich jak na tę chwilę. One jednak żyją, mają się dobrze i czekają na swą kolej. Przyjedzie czas i na opowieść o marzeniach, ale w swoim czasie.
Tymczasem rzeczywistość wygląda tak, że mogłam pozyskać w bezpieczny sposób 20 tys. zł i jak najrozsądniej je wydać zakładając, że pomnożą się i pozwolą wykiełkować pomysłom starszym.
Firma, która się narodziła jest więc skrojona do moich możliwości finansowych (poza pozyskanymi środkami mam pewne oszczędności na funkcjonowanie firmy na początku i na „czarną godzinę”).
Tak samo bywa z kupowaniem lub budowaniem domu – określamy na co nas stać w danej chwili i dostosowujemy realizację marzeń do rzeczywistości.
Dla ekonomistów, matematyków i podobnej braci: określamy warunki brzegowe.
No dobrze, ale co zadecydowało o profilu mojej działalności? Pasje i umiejętności. Umiejętności w życiu zbieram jedna po drugiej. Wcale nie do CV, albo do chwalenia się innym, ot taka przypadłość, że lubię poznawać „nowe”. W ten sposób nauczyłam się włoskiego, zwiedziłam Włochy (głównie północne – moje ukochane) i poznałam Włochów, w ten sposób również zetknęłam się ze szkłem i wyczarowywaniem ze szkła różnych cudowności. Wcześniej była miłość do matematyki i kilkuletnia przygoda z cyferkami, a jeszcze wcześniej dom w którym każdy miał swoją pasję, którą się ze mną chciał podzielić i dzielił. Tymi pasjami była gra w karty (dzięki niej nauczyłam się liczyć i pokochałam świat liczb), zainteresowanie architekturą i naturą (pewnie stąd chęć podróżowania i kolekcjonowanie – głównie w głowie – kolejnych roślinek i ich właściwości), rękodzieło (w pełnym przekroju, bo mama robiła na drutach, jedna babcia namiętnie wyszywała, druga robiła na drutach i szyła na maszynie, a dziadek i dziadek-wujek rysowali), no i pasja, która łączyła wszystkich: książki. Do tego dochodzi zamiłowanie do „dziwnostek”, czyli rzeczy, których przeznaczenia prawie nikt nie zna lub nie pamięta (pamiętacie scenę z Seksmisji z korkociągiem?), muzeów nie wpisujących się w główny oraz parków rozrywki. Do tego jeszcze dochodzi gotowanie.
Wszystkiego połączyć się nie udało – jeszcze nie, więc zaczynam od łączenia przyjemnego z przyjemnym, czyli pasji tworzenia z… tworzeniem (bo tłumaczenia na pewno do tej grupy się zaliczają) oraz – mam nadzieję – z pasją do przekazywania wiedzy tajemnej innym (w sposób ciekawy, przejrzysty, zarażający pasją i nie zrażający kosztami). Do tego zamierzam dorzucić umiejętności organizatorskie. Z czegoś trzeba żyć;)
Jeśli wolicie punkty od zdań podrzędnie złożonych, to firma ma się opierać o:
- tworzenie ze szkła
tego co się uda z niego wytworzyć i na co znajdzie się Kupiec, najlepiej w zgodzie z własnym gustem (o ile się da); - kursy,
czyli odkrywaniem przed dorosłymi świata zabawek kreatywnych – głównie technik związanych ze szkłem, ale nie tylko, także w formie tutoriali i bloga; - tłumaczenia
czyli ułatwianie poznawania Polski i docierania do kontrahentów Włochom (a może i w drugą stronę),
być może także przybliżanie literatury włoskiej – to takie ciche marzenie,- jeśli myślicie o sobie, że jesteście antytalenciem językowym, to wiedzcie, że jest to prawdą tylko do momentu, kiedy jego nauka i znajomość wykroczy poza „się przyda”
- i… zobaczymy, czy coś jeszcze:)
Może nie jest to zbyt czytelne, ale poza tym, że ustaliłam:
- za ile (środki finansowe, którymi mogłam dysponować),
- co (co umiem robić i co chcę robić).
wzięłam pod uwagę, co może trafić do innych, a dla mnie stać się nie tylko źródłem spełnienia marzeń, ale i źródłem dochodów. Czy tak się stanie, czy trafię w oczekiwania, albo je wykreuje? To się okaże