Zakupy, czyli sama radość?
Niestety nie zawsze jest tak słodko.
Szczególnie kiedy chcemy kupić dużo lub bardzo dużo, albo konkretnego asortymentu.
Ja musiałam kupić sporo drobnych narzędzi i materiałów, co oznaczało przekopywanie się przez setki pozycji.
Na szczęście (?) dostawców „moich” zabawek jest w Polsce niewielu, a dodatkowo niektórzy są wyraźnie drożsi od innych. Mówię o dostawcach szkła i narzędzi do witrażownictwa i fusingu. Jedna firma w W-wie (Arts&Hobby), druga w Gdańsku (Witrażowe.com.pl), których ceny okazały się dość zbliżone, ale warto było dokładnie przestudiować cenniki, bo to jest droższe (i to np. o 40%), a tamto tańsze. Czasami już przy jednym artykule warto zapłacić za koszty przesyłki. Jest kilka innych firm, ale część ma bardzo skromny asortyment, a inne bardzo wysokie marże. Dlatego też ostatecznie pod lupę wzięłam tych dwóch dostawców i… spędziłam nad moją listą zakupów dwa bite dni.
Zamówienie złożyłam przez internet, bo: 1) koszty dojazdu przewyższyłyby koszty dostawy kurierem, 2) pracują w pn-pt i to dość krótko. Krótko mówiąc za daleko było. Swoją drogą to ciekawe, że najbliższy sklep ze szkłem witrażowym znajduje się ponad dwie godziny drogi samochodem od mojego domu. To wyraźna przeszkoda dla rozwoju witrażownictwa jako rzemiosła dla hobbystów, bo szkło, jak tkaniny, kupuje się oglądając. Narzędzia można nabyć i na drugim końcu świata.
Najważniejszą pozycją w moim budżecie był jednak piec do fusingu i tu niemiła niespodzianka, którą na szczęście odkryłam odpowiednio wcześnie. Zakup realizowany na zamówienie, a to oznacza czekanie, a czekanie oznacza, że nie możemy pracować. Wracamy więc do punktu kiedy planujemy otworzyć działalność gospodarczą oraz o konieczność wcześniejszego przygotowania listy zakupów koniecznych. U mnie dochodzi jeszcze kwestia tego, że uzyskałam środki na otwarcie działalności. Oznacza to, że muszę w dość krótkim czasie dokonać zakupów. I tak niektórzy z ewentualnych dostawców odpadli na wstępie, bo czas oczekiwania na ich piec byłby po prostu zbyt długi. O piecu opowiem kiedy przybędzie. Na razie opłaciłam zaliczkę i czekam na informację kiedy będzie gotowy. A na razie działam przy użyciu sprzętu, który mam.
O ile wiedziałam, że na piec przyjdzie mi poczekać, o tyle niemiłą niespodzianką było to, że w Polsce żadna ze znanych mi firm nie ma na stanie hotpotów. I tu mój błąd wynikający z nie patrzenia na kalendarz. W Święta opustoszały magazyny. Mam nadzieję, że piecyki pojawią się szybciej niż duży piec. Jeśli nie, to będę musiała szukać na zewnątrz – już zaczynam to robić:( Ale może i jakaś korzyść z tego wyjdzie.
Poza piecem, narzędziami i szkłem postanowiłam kupić ploter tnąco-tłoczący. Już wybrałam, ale kosztowało to wiele wysiłku – czytania, szukania, frustracji, że za oceanem jest o wiele taniej i to niezależnie od marki i modelu. Przykład? Cricut Explore, który wybrałam u nas kosztuje 2100, a w USA dokładnie 1/3. Tak, wiem transport, cło, podatek, marża… Nie zmienia to faktu, że przy tej cenie Amerykanie mogą traktować te narzędzia jako zabawki. Tak ad vocem: popularne u nas Sizzixy, jeśli doliczyć koszty folderów i wykrojników (choćby kilku), które są prostymi zabawkami, kosztują w sumie więcej niż ploter… Dokonywanie wyboru w warunkach ograniczonej informacji (mało kto ma, a jak ma to nie zna produktów konkurencji, więc nie ma jak porównać) i jeszcze bardziej ograniczonej dostępności osłodziło mi to, że dowiedziałam się jakie cuda można stworzyć przy wykorzystaniu narzędzi tego typu, poznać kilku pasjonatów, a także wypatrzeć urządzenia o których istnieniu nawet nie śniłam.