Na Maderę można udać się po to by plażować, chodzić po górach, odbywać leniwe spacery, obserwować przyrodę, poznawać lokalne tradycje… a także by odnaleźć ciekawe smaki. Poza smakami i dźwiękami (szum oceanu, to oksymoron) Wyspa oszałamia zapachem. Mnie kojarzyć będzie się z zapachem… eukaliptusa. Większość turystów przyjeżdżając na Maderę zdaje sobie sprawę z obfitości w tym miejscu lasów wawrzynowych, ale pewnie mało kto spodziewa się tu pochodzących z antypodów drzew będących w naturze siedliskiem przesympatycznych niedźwiadków koala. Aromat tego drzewa jest niesamowity, a drzew na Wyspie jest bardzo dużo, wystarczy udać się w nieco wyższe partie.
Oto i drzewa wraz z szyszkami i kwiatami. W grudniu można obserwować jak szyszki się otwierają odsłaniając kwiaty.
Aby zatrzymać ten cudowny aromat na nieco dłużej przywiozłam trochę liści i szyszek.
Liście po przełamaniu wydzielają olejek. Część z nich zalałam spirytusem. Nalewka już po kilku godzinach zrobiła się niesamowicie zielona i pięknie pachnie.
Na Maderze można kupić likier eukaliptusowy, ale dla mnie okazał się być zbyt słodki (za to bardzo smaczny i pięknie pachnący).
Picie nalewki można dodatkowo uzasadnić jej właściwościami leczniczymi;) Podobnież ma ona zastosowanie w leczeniu układu trawiennego i oddechowego (może być stosowana w przeziębieniach, gdyż działa wykrztuśnie, a także rozgrzewająco) oraz wpływa na sen i na podtrzymanie dobrego nastroju (jak większość nalewek?) , zaś zewnętrznie działa znieczulająco i przeciwświądowo, stosowana może być na rany i stany zapalne skóry (działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczne; dlatego przygotowują dwie wersje z cukrem i bez). Nalewka z eukaliptusa polecana jest również przy problemach neurologicznych, a dzięki zawartości cennego olejku eterycznego pozytywnie wpływa na sen i utrzymanie dobrego nastroju. Niemalże lek na wszystko;)
A dodatkowo z szyszek można wyczarować herbatkę. Jedna szyszka zalana szklanką wrzątku daje bezbarwny napar, który po chwili (po kilku minutach)… przenosi nas do eukaliptusowego lasu:)
Wawrzyn nie ma równie intensywnego zapachu, ale łączy się w interesującą kompozycję wraz z eukaliptusem.
Zielone, świeże liście mają aromat zdecydowanie silniejszy niż ich suszona wersja, co oczywiście przekłada się na przygotowane z ich użyciem potrawy (co zdążyłam sprawdzić organoleptycznie;).
W grudniu na Maderze kwitną także znane nam irysy, żonkile, hortensje, magnolie, egzotyczne strelicje, białe kalie, agawa łabędzia szyja.
A już na lotnisku witają wszechobecne aloesy z czerwonymi kwiatami.
W sadach bananowców, których na Wyspie są hektary, można dostrzec także ich piękne kwiaty olbrzymie kwiaty. W ogródkach zaś dojrzymy m.in. kwiaty passiflory, czyli marakui. Nie da się przegapić kwiatów hibiskusa (ketmii zwanej także różą chińską).
Zaś na drzewach można znaleźć dojrzałe banany, marakuje, kiwi, czy papaje, a także mandarynki i pomarańcze.
Wśród bardziej egzotycznych owoców znajdziemy dojrzewające owoce filodendrona (cena od 3 euro za sztukę – poza Funchal, w stolicy cena jest znacznie wyższa).
Po doczytaniu, że jego owoc w postaci niedojrzałej jest trujący i bardzo drażniący zdecydowałam się na spróbowanie tylko kawałka. Smak faktycznie przypominał ananasa, ale – być może to kwestia siły sugestii – podrażniał.
Kolejny z egzotycznych owoców, który znajdziecie na Wyspie, to dostępny czasami i w sklepach w Polsce owoc flaszowca peruwiańskiego znany jako cherymoja.
Według mnie smaczna, ale… jest tyle innych przepysznych owoców…
Oczywiście Madera jest wyspą słynącą z marakui, z tym, że w grudniu owoce te kosztują (w Funchal) prawie 20 euro za kg.
Zamiast je jeść piłam fantastyczny świeżo przyrządzany sok z tych owoców (sumo do marakuja; cena za 200-250ml ok. 3 euro)
By popróbować owoców wybrałam się do Funchal na rynek Mercado dos Lavradores, który… niestety nieco mnie rozczarował.
Spodziewałam się rozległego rynku, a to raczej niewielkie i bardzo komercyjne miejsce.
Będąc na Wyspie spróbujcie poszukać miejscowych ryneczków, gdzie ceny są niższe, a sprzedawcy mniej… nachalni.
Taki ryneczek m.in. z owocami filodendrona znalazłam w Santanie.
Poza owocami warto spróbować różnych alkoholi. Do wyboru mamy m.in. miejscowy drink zwany poncha [wymiawiana jako ponsza] przyrządzany na bazie rumu z dodatkiem miodu i soku cytrynowego (albo soku z marakui) o mocy 20-25%, albo mocniejszą jego wersję poncha pescador.
Możecie sięgnąć po jeden z likierów: eukaliptusowy, kasztanowy (w grudniu możecie spróbować na Wyspie także pieczonych kasztanów), czy bananowy.
Kolejnym z popularnych na Maderze alkoholi, a właściwie drinków, pitych właśnie w okresie świątecznym, jest tim tam tum.
Oto przepis na ten pachnący śliwkami i… ciasteczkami drink:
Wodę należy zagotować razem z cukrem i owocami i zaparzyć w niej herbatę, a następnie przestudzić i dodać alkohol.
Następnie należy odstawić w chłodne miejsce najlepiej na co najmniej tydzień.
Będąc na Wyspie nie można nie spróbować wzmacnianego wina madera, które występuję jako słodkie, półsłodkie, półwytrawne i wytrawne, mieszane i single z różnych szczepów, młode i kilkuletnie – nic tylko próbować, które przypadnie Wam do gustu;)
Z drinków warto (naprawdę warto) spróbować (w wersji alkoholowej lub bezalkoholowej) tego o wdzięcznej nazwie Nikita:
szklanka soku ananasowego
3 gałki lodów waniliowych
0,5 szklanki piwa
0,5 szklanki białego wina
kawałek ananasa (najlepiej świeżego)
2 płaskie łyżeczki cukru
Składniki, poza lodami i ananasem miksujemy, serwujemy z kawałkiem ananasa i lodami
Na Maderze znajdziecie także szeroki wybór wytwarzanych na wyspie rumów.
Ten biały przepięknie pachnie, mnie osobiście bardziej jednak smakuje ciemny, ale to kwestia gustu – ja amatorką rumu nie jestem.
A co poza owocami i alkoholami?
Have must jest espada, czyli pałasz, grillowany, smażony, na parze, a także w puszce (aczkolwiek ten ostatni tani nie jest ok. 12 euro za śliczną, acz maleńką puszkę).
Mnie jego smak nie zachwycił (próbowałam kilku jego odsłon, ale może nie trafiłam dobrze, ryba ta jest bardzo delikatna, według mnie zbyt delikatna;)
Będąc na Maderze warto natomiast spróbować ośmiornicy, krewetek, czy innych owoców morza.
Z ciekawostek kulinarnych: na Wyspie występują dzikie grzyby, a wśród nich – co oczywiste – gatunki jadalne, ale… maderczycy ich nie jedzą.
Zamawiając spaghetti z dzikimi grzybami otrzymaliśmy – dobre skądinąd – spaghetti z pieczarkami.
Udało mi się spróbować cukierków (karmelków) z nasionami fenkuła (kopru włoskiego), które smakowały… jak anyżkowe.
Okazuje się (człowiek uczy się przez całe życie), że obie rośliny zawierają ten sam olejek – anetol.
Z ciast możecie spróbować m.in. bolo del mel (o smaku piernika), albo serników (nie powaliły mnie, ale to też kwestia gustu i oczekiwań).
Zachwycił mnie natomiast tradycyjny chleb (trochę przypominający w smaku pizzę) przekrawany i smarowany masłem z czosnkiem (także z innymi dodatkami), serwowany na ciepło: bolo do caco.
Na Wyspie jada się zupy, m.in. zupę z rukwi wodnej.
Najczęściej są to zupy typu krem (a przynajmniej takich miałam okazję popróbować).
Kocham zupy, więc z przyjemnością jadłam je i tam, ale nie trafiłam na żadną, którą chciałabym wprowadzić do mojej kuchni.
Na Maderze wegetacja przebiega inaczej niż u nas co wpływa na smak owoców, czy warzyw. Najczęściej na plus, ale nie zawsze.
Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć imponującej wielkości lubczyk, którego aromat jest odwrotnie proporcjonalny do wielkości
10 dni na Wyspie, to trochę za mało, by w pełni rozkosztować się w bogactwie smaków i zapachów.
Dla mnie, na tę chwilę, jest to wyspa pachnąca eukaliptusem, a do mojego menu trafia poza nalewką eukaliptusową i winem madera także drink Nikita i Tim tam Tum:)
W przyszłym tygodniu kolejna odsłona, tym razem nie kulinarna, Madery.
A jutro zapraszam do Paryża