Światy równoległe – 100 książek…: Sylvia Plath „Szklany klosz”

Kolejną książką z listy „100 książek, które trzeba przeczytać” po którą sięgnęłam to „Szklany klosz” jedyna powieść Sylvii Plath.

Życie jest cudowne, cieszymy się urokliwymi zachodami słońca, rozgwieżdżonym niebem, ogniem igrającym w kominku w taki deszczowy i pochmurny dzień jak dzisiejszy, możliwością podzielenia się z przyjaciółmi błyskotliwą myślą, która właśnie nam się objawiła, pogłaskania kota… a chwilę później odczuwamy pustkę, czujemy się osamotnieni, dopada nas lęk, który nie ma przyczyny i który nie daje się w żaden sposób okiełznać i zapadamy się, coraz szybciej i głębiej w przepaść, otchłań która zamyka nas w szklanym kloszu spod którego ledwie dostrzegamy otaczający nas świat, do którego ledwie przebijają się impulsy z zewnętrznego świata…

szklany klosz

Jeśli to rozumiecie, to po książkę Plath sięgnijcie tylko w wtedy, gdy będziecie całkowicie pewni – jeśli taką pewność można kiedykolwiek uzyskać – że w żadnym rogu, w żadnym zakamarku Waszego mózgu nie czai się potwór beznadziei.

Książka zaczyna się tak niewinnie, wręcz naiwnie… To mogłaby być jedna z powieści romantycznych, albo współczesnych opowieści o korporacyjnym życiu w stylu książki „Diabeł ubiera się u Prady” Lauren Weisberger, tyle że w kryzysu, który dopada Esther nie da się łatwo wyjaśnić, nie wystarczy go przepłakać, przespać, czy przepić, do odzyskania równowagi nie wystarczy znalezienie celu życiowego, choć z pewnością to brak „horyzontu” jest katalizatorem stanu w którym bohaterka się znajdzie…

To niezwykła książka, w której albo znajdziecie odbicie swoich „dołków”, albo – jeśli jesteście szczęśliwcami, których one nie dopadają – wkroczycie w świat całkiem Wam nieznany, w który lepiej żeby nie przyszło Wam nigdy wejść.

A na koniec cytat, który według mnie najlepiej podsumowuje „odmęty rozpaczy” w jakie wpada bohaterka:

szklany klosz fragment