Światy równoległe – 100 książek, które trzeba przeczytać

Wchodzę do Księgarni, bądź Biblioteki, miejsca magicznego, mojego prywatnego okna przenoszącego mnie do innego wymiaru i… ginę. Nie dla mnie sklepy z galanterią skórzaną, nie dla mnie ciucholandie w wymiarze mini lub maxi. Moim sanktuarium są skarbnice książek. Od kiedy dysponuję czytnikiem książek moje wizyty w księgarniach bardziej przypominają zwiedzanie muzeum, gdyż zwykle poprzestaję na oglądaniu i robieniu zdjęć okładkom.

Zdecydowanie lepiej niż w Księgarni czuję się w Bibliotece. Sięgam po tytuły, które w jakiś sposób zwróciły moją uwagę, siadam gdzieś w kąciku i próbuję zagłębić się w lekturę. Sprawdzam, czy zaprzyjaźnię się z bohaterami… Zawsze czuję jednak niepokój, że gdzieś tam czeka na mnie Ta Książka, ta która pozostanie przez lata, po którą będę sięgać i do której będę porównywać inne.

Próbuję podpytywać przyjaciół, znajomych, a także znajomych znajomych o ulubione lektury, o ich fascynacje i w ten sposób wkradać się do kolejnych światów. Niekiedy brak mi osób, które mogłyby podsunąć kolejną lekturę. W chwili zwątpienia, kiedy przejrzałam już wszystkie książki z mojej biblioteczki, zaczynam szukać jakieś inspiracji, czegoś co na dłużej pozwoli mi nie martwić się o to co następnego pojawi się w moich rękach. I tak znalazłam przygotowaną przez EMPIK listę 100 książek, które trzeba przeczytać (stworzoną na podstawie typów kilku polskich dziennikarzy i pisarzy). Niektóre tytuły oczywiście znałam, ale nie wszystkie. Postanowiłam sprawdzić na ile można liście tej zawierzyć. Na pierwszym miejscu (lista jest uszeregowana alfabetycznie według nazwisk autorów) znajdował się tomik bajek Joan Aiken zatytułowany „Pokój pełen liści”. Trochę wysiłku kosztowało jego zdobycie, ale udało się i… Jestem miłośniczką fantasy, więc bajki nie są mi straszne, ale niestety jestem czytelnikiem dojrzalszym, może i nieszczególnie wymagającym, czy wybrednym, ale jednak pewne oczekiwania wobec książek posiadam. Przypadły mi do gustu same historie, suspens, zabrakło mi w nich jednak tego co buduje świat: zapachów, smaków, kolorów, a także dźwięków. Zdania są krótkie, słownictwo dość ubogie, a morały naciągane. Zdaję sobie jednak sprawę, że zbiór ten skierowany jest do znacznie młodszego czytelnika. Bajki czyta się bardzo dobrze, a ich krótka forma na pewno wielu przypadnie do gustu. Tym, którzy cenią wprowadzenie do świata realnego elementów magii polecam najnowsze książki mojego ulubionego pisarza, czyli Jonathana Carrolla („Ucząc psa czytać”, „O kobiecie która wyszła za chmurę”, „Kąpiąc lwa”).

100 książek

Kolejne na liście były „Baśnie” Andersena, które czytałam, więc postanowiłam sięgnąć po kolejną pozycję: „Kolej żelazną” Aharon Appelfeld. Nie przypadła mi do gustu (a gust to rzecz subiektywna, może mi się coś nie podobać), więc przerwałam czytanie gdzieś na stronie 50 i sięgnęłam po dwa inne tytuły, które „coś” z „Koleją żelazną” miały wspólnego: „Pod osłoną nieba” Paul Bowlesa i „Sprawa osobista” Kenzaburō Ōe. Co je łączy? Wszystkie trzy to debiuty i każda z książek zawiera elementy autobiograficzne. W przypadku „Pod osłoną nieba” można się rozsmakować w języku, opisach które przenoszą nas wraz z bohaterami do Afryki. Bowles nie skupia się jedynie na wrażeniach wzrokowych jak robi to wielu pisarzy. Z kart książki boją także zapachy i dźwięki. Jak na mój gust dialogi są płaskie, a postaci, poza głównym bohaterem, słabo nakreślone. Może jednak tak jest, że co najwyżej jesteśmy w stanie opisać siebie i swoje lęki oraz marzenia… Na pytanie „o czym jest ta książka” każdy musi sobie odpowiedzieć sam i pewnie każdy odpowie inaczej. O sensie życia? O drodze którą kroczymy? O wyborach? O naszych obawach? O dniu, który trwa? Jeśli lubicie jasne odpowiedzi oraz historie pełne akcji, to nie jest lektura dla Was. Jeśli jesteście w stanie dać się porwać czemuś niejasnemu, pragnieniom, które na dobre się nie skrystalizowały, jeśli chcecie udać się w podróż nie planując destylacji, to sięgnijcie koniecznie po Bowlesa.

W Bowlesie się rozsmakowałam, ale to Kenzaburō Ōe mnie porwał. Niby każda z trzech historii jest prawdziwa, niby każda mogłaby się stać naszym udziałem, ale właśnie „Sprawa osobista” wciągnęła mnie do swego wnętrza. Jest… prawdziwa. „Kolej żelazna” mknie przez kolejne punkty podróży autora-bohatera nie pozwalając zagłębić się w jego świecie. Przeciwnie dzieje się w powieści Ōe. Czujecie cały ból istnienia Ptaka, jego niepewność, jego strach. A to wszystko tak realne jak to tylko możliwe. Być może będziecie szczęśliwi, że nie musieliście sami zmierzyć się z sytuacją w obliczu której stanął bohater… Genialnie opowiedziana historia, piękna książka. Na pewno sięgnę po kolejne pozycje tego autora.

A wracając do „Kolei żelaznej” – wystarczyłby mi jeden element: wciągająca historia, albo możliwość przeżycia kilku chwil z bohaterem. Dla mnie opowieść  Appelfeld jest trochę jak książka kucharska z przepisami na dania, których nigdy nie jadłam. Może i znam choć część składników, ale póki nie spróbuję gotowego dania nie będę w stanie go docenić. Mogę obejrzeć ilustracje, ale nie czuję smaku i zapachu, niczego mi nie przywodzą na myśl. Nie kojarzą się z ostatnimi Świętami z babcią, cichymi, które nie wyróżniały się smakiem, ale które wciąż do mnie wracają, albo piątymi urodzinami, które powracają tysiącem dźwięków. Być może za wcześnie się poddałam, ale przyznam że chociaż próbowałam. Spróbuję raz jeszcze może to nie była lektura na ten moment?

Jeśli czytaliście coś z tej listy, macie własną listę, bądź choćby jeden ulubiony tytuł, to podzielcie się nim ze mną – proszę. Nie czekajcie do Świąt, każdy czas jest dobry na zrobieniu drugiej osobie prezentu:)