Zakupowe słabości (1)

Sklepów z ciuchami unikam jak ognia. Zdarzają się dni w których jestem w stanie do nich wejść. Rzadkie kiedy jestem w stanie zdjąć coś z wieszaka, a jeszcze rzadsze w których jestem w stanie coś przymierzyć.

Za to księgarnie i sklepy ze spożywką, szczególnie takie z szerokim asortymentem jak Kuchnie świata, Alma, Piotr i Paweł itp. działają na mnie jak magnes. Kupuję zawsze intuicyjnie, więc zakupy na „pełen żołądek” odpadają, bo wychodzę z pustym koszykiem, a skoro do sklepu trafiłam, to po to aby moją spiżarkę napełnić, a nie po to żeby w sklepie spędzić czas (znam lepsze sposoby i dużo lepsze😉

Moją uwagę skupiają głównie nowości. Dotyczy to mięs, przypraw, owoców, warzyw, mąk… Chyba nie ma takiego działu, który nie byłby wart odwiedzenia.

Do moich ostatnich szaleństw zakupowych należały:

  • owoce tamaryndowca
  • pasta marmite
  • polędwica z marlina
  • kapusta liściowa (po raz pierwszy i chyba ostatni w mojej kuchni)
  • portulaka
  • kilka rodzajów dyni
  • zupa miso
  • miód faceliowy
  • kandyzowane figi

Niektóre z nich gościć będą w przepisach, bądź w kolejnych wpisach od innych będę stronić.

TAMARYNDOWIEC
Wypatrzyłam go w Selgrosie w chłodni działu z owocami i warzywami. Wyglądał tajemniczo, a jego cena była do zaakceptowania. Nie pamiętam ile kosztowało opakowanie, ale z pewnością poniżej 10zł. Po otwarciu opakowania okazało się, że tamaryndowiec ma skorupkę trochę zbliżoną do nasion akacji (ups – robinii). Po zdjęciu kruchej skorupki pojawił się brązowy miąższ, włóknisty i lepki, w którym kryły się duże okrągłe nasiona. Do jedzenia zostało niewiele. Smak? Lekko kwaskowy, lekko słodki…
Tamaryndowiec pojawia się w kuchni azjatyckiej, ale zdecydowanie łatwiej i taniej jest skorzystać z pasty.
Czy polecam próbowanie? Zawsze, żeby mieć swoją własną opinię i… tylko tyle;)

tamaryndowiec

PASTA MARMITE

 

Pisałam już, że jestem fanką australijskiego Masterchefa, a w nim raz na jakiś czas pojawiała się tajemnicza nazwa „Vegamite”. Nic mi ona nie mówiła, a opisy z Wikipedii mówiły jeszcze mniej. Dowiedziałam się tylko, że są podobne marmiteprodukty, angielski „Marmite” i australijski i że są to pasty na bazie drożdży i że podobnież są zdrowe. Któregoś dnia na półce Kuchni świata odkryłam słoiczki angielskiego Marmite. Cena za 125g słoiczek to 17 zł, ale nie wahałam się. I dobrze, bo był to strzał w dziesiątkę, ale uwaga na pewno nie dla wszystkich. Pasta jest specyficzna, w końcu jest na bazie drożdży. Słona, w konsystencji przypominająca toffi. Do tego stopnia, że moja mama dziwiła się co do za dziwny dżem, a po spróbowania z obrzydzeniem zrezygnowała. I nie dziwne, bo Marmite trzeba jeść z pieczywem. Gorąco polecam:)

 

POLĘDWICA Z MARLINA

Uwielbiam sushi. Zaczynałam łagodnie bo od … californian sushi, które poza ryżem mają w składzie łososia, awokado i ogórka. Próbując różne rodzaj sushi odkryłam smak surowego mięsa ryby, a że jadam tatara nie miałam z tym „problemu”. Łososia surowego lubię, ale moje serce podbił tuńczyk. Niestety polędwica z tuńczyka jest droga, a właściwie bardzo droga, a do tego w Polsce mam obawy co do kupowania i jedzenia surowych ryb. Od czasu do czasu jednak się na to decyduję. I tak tydzień temu w Selgrosie zobaczyłam przepiękną polędwicę z tuńczyka w cenie siedemdziesięciu kilku złotych za kilogram. Nie jest to oferta marzeń, ale do przeżycia. Tatar z tuńczyka jest genialny, więc poprosiłam o plasterek. Pan zasugerował, żebym wzięła marlina, którego podobnież nie mieli od bardzo dawna. Mięso marlina było jaśniutkie i zachęcało, a cena była identyczna jak tuńczyka. Poprosiłam o plasterek, a po zastanowieniu… o drugi.

marlin
Mięso merlina jest jeszcze łagodniejsze niż tuńczyka, podobnie chude (w odróżnieniu od łososia). Wystarczy skropić oliwą i cytryną, aby się delektować. Właściwie nie czuć, że je się rybę.
Dla koneserów surowego mięsa nie żałujących na jedzenie i pragnących odkrywać

 

KAPUSTA LIŚCIOWA

Tak jak powyżej, po raz pierwszy i chyba po raz ostatni w mojej kuchni. Wypatrzyłam ją w Tesco. Cena była baaardzo przyjazna. Na pewno poniżej 5 złotych. We Włoszech odkryłam boćwinę liściastą i myślałam, że to warzywo z tej rodziny. Niestety okazało się, że to kapusta i dodatkowo gorzkawa w smaku. Na pewno nie jako samodzielne warzywo, być może tak jak widniało na metce można jej użyć do gołąbków, albo bigosu. Zaletą z pewnością są liście, które nie skupiają się w głowie, więc łatwo je od siebie oddzielić.

kapusta liściasta

PORTULAKA

Portulakę znalazłam w małym wiejskim sklepiku. Pęczek kosztował 3 złote, więc postanowiłam jej spróbować. Nie ze względu na dużą zawartość kwasów OMEGA-3 bo ważny jest dla mnie smak jedzenia, a nie portulakajego właściwości zdrowotne (po prostu w nie wierzę, każde jedzenie może być zdrowe oraz każde w zbyt dużych ilościach szkodliwe, co więcej wszystko się we mnie buntuje na informacje, że „warto jeść, bo zawiera…”). Portulaka… no cóż, kocham ją. Mięsiste małe listki przywodzą mi na myśl sukulenty rosnące na plażach Sardynii. Warzywo (?) można jeść zarówno na surowo, jak i udusić. Pierwsze podejście zrobiłam z surową portulaką. Po siekałam listki, dodałam pomidory, skropiłam oliwą, posoliłam i… było pyszniaste. Drugie podejście, to podduszenie na oleju z solą, do tego ewentualnie śmietanka, albo pomidory. I tu także trafienie.
W opisach tej rośliny znalazłam porównanie, że smakuje pośrednio miedzy szczawiem, a szpinakiem. No cóż to zielenina, więc smak między kwaśnym a gorzkim opisze każde zielone warzywo. Faktycznie czuć kwaskowaty smak, ale delikatnie kwaskowy, gorzkiego nie wyczułam.
Faktem jest, że jeśli lubicie szpinak i szczaw, to w ciemno możecie próbować, jeśli nie… no cóż, to zalecam ostrożność:)

ZUPA MISO

Jadam ją w restauracjach japońskich, ale w którymś z hipermarketów, chyba Piotrze i Pawle, wypatrzyłam jej wersję błyskawiczną HOUSE OF ASIA. 5 sztuk w opakowaniu (cena ok. 7 zł), wystarczy zalać wodą, dodać szczypiorek i tofu i mamy elegancki posiłek. Ja bym dodała jeszcze trochę alg, bo w paście niby są ale prawie niezauważalne.
Smak? Taki „rosołek”, bardzo delikatny w smaku, lekko drożdżowy.

miso
Bez obaw można spróbować, ja na pewno przetestuję zupy innych producentów, bo na rynku jest szeroki wybór.
Idealna na przystawkę dla gości, no i niezależnie od zdolności kulinarnych każdy sobie poradzi;)

MIÓD FACELIOWY i SPADZIOWY ZE SPADZI LIŚCIASTEJ

O miodzie będzie często i długo. Jestem fanką, szczególnie nowych smaków. W pobliskim wiejskim, ale doskonale zaopatrzonym sklepiku kupiłam miód „z własnej pasieki” (Pasieka w Dolinie Grabi). Bez wątpliwości z własnej pasieki, bo wczesnym latem robiłam zdjęcia fioletowego pola zastanawiając się co to za roślina.
Miód jest jaśniutki, ale ciemniejszy niż akacjowy, płynny i pachnący. Lekko, leciusieńko kwaskowy. Doskonały na kanapki z masłem, ale fantastyczny z wodą (zimną/ciepłą jak kto lubi).
Spadź liścistą odkryłam kilka lat temu we Włoszech i nie mogłam na nią trafić. A tu… proszę trzeba było blisko, a nie daleko szukać. Miód o ciemnej barwie, aromatyczny, niezwykły. Nie ma nic wspólnego ze spadzią iglastą.
Koniecznie do spróbowania:)

miód faceliowy

DYNIE

Na „przerobienie” czeka biały dziki, a wcześniej gościły u mnie kupione w Kauflandzie: dynia makaronowa, piżmowa i haiku. Pamiętam program Makłowicza, który pokazywał pole dyni (chyba w Stanach) i opisywał poszczególne gatunki. Dla mnie dynia była dynią. W dzieciństwie jadałam słodką zupę mleczną z dynią podawaną z żelaznymi kluskami (z surowych ziemniaków, więc były ciemne). Smakowała mi, ale jeden talerz w roku zaspakajał mój apetyt na dynię. A potem odkryłam, że dynią można zagęszczać pomidorówkę, zupy warzywne, gulasze… W Piemoncie próbowałam po raz pierwszy gnocchi (kopytka) z dyni. Piękne w kolorze, zwykłe w smaku. Ten rok przyniósł odkrycie prawdziwego smaku dyni. Hokaido jest dostępna w tym sezonie chyba we wszystkich marketach. Bardzo zwarta, idealnie nadaje się do upieczenia z oliwą i przyprawami i podawania jako samodzielne warzywo (np. zamiast ziemniaków). Skóra niestety nie jest tak miękka jak można przepisać na niektórych stronach. Mięknie w trakcie pieczenia, ale doradzam obranie skróry przed podaniem. Na pewno można ją wykorzystać jako składnik gulaszu warzywnego lub mięsnego (jak każdą inną). Dynia makaronowa, to bardziej cukinia. Niesamowite jest jednak to, że po upieczeniu widelcem zdejmujemy dyniowe spaghetti:) Smak średni, punkty za wygląd;)

dynie różne

Wkrótce napiszę o tym jak smakuje Biały dzik

dynia biały dzik

KANDYZOWANE FIGI

figi

Z Lidla, fajne, słodkie, niezwykłe w wyglądzie. Idealny dodatek np. do panna cotty.